Na początek powiem, że rozdział był by dłuższy, ale wycięłam jedną scenę, której nie umiałam napisać -_- ale, chyba nie jest tak źle, bo wszystko powinno być zrozumiałe. Co by tu jeszcze... A! Muszę wam podziękować za komentarze, bo gdyby nie one.. oj, krucho by było z tym rozdziałem ;-; a tak to mam już plany na 3 następne x3 *szykujcie się na kupe Itachi'ego*
A no właśnie! Bym zapomniała, że uaktualniłam informacje w zakładce ''Nagato'', więc możecie znaleźć tam mojego facebooka, i tam dowiadywać się na bieżąco o tym, jak idzie praca nad kolejnymi częściami : D i to by było na tyle....
albo i nie. Muszę ponarzekać na czcionkę ;-; nienawidzę Romana >.< jak już wejdę na komputer, to to naprawię ;-; ~Nagato
Siedzieli w białym korytarzu, czekając na powrót pielęgniarki. Co jakiś czas dochodziły ich szmery z gabinetu, w którym przebywała, jednak nic nie wskazywało na to, żeby prędko do nich wróciła. Prawdopodobnie, nadal przykłada lód, do obitego nosa. Cóż, nic dziwnego, że to tak długo trwa. Uderzył w tą kierownicę dość mocno. Przynajmniej następnym razem będzie pamiętał o zapinaniu pasów...
Brunet westchnął ciężko. Nadal miał zawroty głowy, jednak nie miał zamiaru nikogo o tym powiadamiać. Co jak co, ale nie miał zamiaru zostać w tym - jego zdaniem - pieprzonym szpitalu dłużej niż potrzeba. Nienawidził takich miejsc od zawsze, i gdyby nie to, że czekał na tego debila, sam wrócił by do domu.
- Nic mu się nie stało, ma tylko torchę obity nos. - usłyszał obok głos pielęgniarki.
- Czyli nie jest złamany? - chciał się upewnić mężczyzna.
- Nie. Przyłożyliśmy mu lód, do jutra opuchlizna powinna zejś. - wyjaśniła kobieta.
Sasuke odetchnął z ulgą. Może i został przez niego potrącony, ale to nie było nic więcej jak swykłe stuknięcie. Przynajmniej on tak uważał. Gdyby nie Minato, wrócił by do domu, tak jak Suigetsu, zamiast kręcić się po jakiś szpitalach!
- A tobie nic nie jest? - kobieta, która przed chwilą rozmawiała z Minato podeszła do Uchihy.
- Nic. - bąknął niechętnie.
- Na pewno? - blondynka spytała surowym tonem.
- Nie, nic mi nie jest. - zapewnił, jednak było to kłamstwem.
Kobieta westchnęła. Ton chłopaka wskazywał na to, że miał już dość siedzenia na korytarzu. Obróciła się na pięcie, i ponownie udała się do gabinetu, w którym czekał na nią pacjent.
Minato, który był już najwyraźniej zmęczony chodzeniem w te i we w tę, usiadł na krześle obok bruneta. Prawdę mówiąc, on również nie miał ochoty tu siedzieć. Tyle, że on, i ten siwowłosy chłopak podejrzewali, że Naruto ma złamany nos, więc trzeba było jechać do szpitala, i to sprawdzić. Do tego Sasuke uderzył głową w asfalt, więc wolał z nim jechać, i zrobić tomografię głowy.
- Na pewno nic ci się nie stało? - zapytał. Co prawda kazał jechać mu z nimi do szpitala, jednak brunet nie miał zamiaru zgodzić się na żadne badania. Do tego cały czas trzymał się tego, że nic mu się nie stało.
- Nic. - powtórzył odpowiedź Sasuke.
Siedzieli w ciszy przez jakiś czas. Dopiero po dziesięciu minutach, pielęgniarka wyszła z gabinetu wraz z blondynem.
Sasuke spojrzał na niego, i pierwszym co zauważył był jego czerwony, lekko opuchnięty nos.
Może gdyby nie ta lekka opuchlizna, nie wyglądał by tak źle? pomyślał, po czym spuścił głowę. Ból, mimo, że co jakiś czas ustawał, lubił powracać ze zdwojoną siłą. Więc dlaczego nie chciał nikomu o tym powiedzieć?
- Przepraszam. - usłyszał głos obok siebie.
Spojrzał kątem oka na Naruto, który stanął właśnie po jego lewej stronie.
- To nie twoja wina. - powiedział, podnosząc się z krzesła.
- Przecież to ja cię potrąciłem. - przypomniał blondyn, rozpoczynając marsz w stronę wyjścia.
- Może, ale gdyby nie Suigetsu nie wleciał bym ci pod samochód. - sprostował Uchiha.
Naruto nie miał zamiaru się sprzeczać, jednak nie ukrywał sam przed sobą, że miał coś na sumieniu. Owszem, gdyby nie ten siwowłosy koleś, pewnie nic by się nie stało, ale z drugiej strony ''wina zawsze leży no obu stronach''. Przynajmniej tego nauczył go chrzestny. Prawda była taka, że gdyby zwolnił, albo dał poprowadzić ojcowi, mogli by uniknąć zderzenia...
- Patrz jak chodzisz. - starszy blondyn chwycił syna za ramię. Najprawdopodobniej gdyby nie on, chłopak uderzył by twarzą w szybę.
- Em, dzięki. - podziękował, i otworzył drzwi.
Wszyscy troje wyszli ze szpitala, a następnie skierowali się na parking, gdzie Minato zostawił samochód. W krótkim czasie minęli puste miejsca parkingowe, i odnaleźli srebrną Toyotę Corolla. Blondyn wyjął z kieszeni kluczyki, i otworzył mini samochód.
- O cholera! - krzyknął, gdy zobaczył siedzenie pasażera.
- Coś się stało? - zdziwił się Naruto. Uchylił drzwi pasażera, a jego oczom ukazały się resztki rozlanego ramen - Umm... - jęknął, zdając sobie sprawę z tego, kto będzie musiał to sprzątać.
Sasuke uniósł brwi.
Jaki ramen? przeszło mu przez myśl, jednak nie miał zamiaru się tym przejmować. Otworzył tylne drzwi, i usiadł za siedzeniem kierowcy. Nie ukrywał tego, że miał już dość tego całego cyrku...
- Nie ważne. - usłyszał głos Minato - Wsiadaj do samochodu. - rozkazał on synowi, i sam wsiadł do auta.
Naruto zgodnie z tym co nakazał ojciec wsiadł do samochodu. Zapiął pas, i dopiero po tym Minato postanowił uruchomić silnik. Gdyby jakimś dziwnym trafem znów uderzył się w twarz, mógł by naprawdę złamać sobie nos.
Upewniając się, że Uzumaki i Uchiha pozapinali pasy, przekręcił kluczyk w stacyjce, i wyjechał z parkingu na autostradę.
***
Sasuke złapał się za głowę. Nie dość, że tej nocy spał niewiele więcej, niż dwie godziny, to ból wywołany wcześniejszym upadkiem zaczął się nasilać. Spowodowane to było najprawdopodobniej tym, że chwilę wcześniej Minato wjechał w trzy dziury...
- Nic ci nie jest? - usłyszał pytanie blondyna.
- Nie, nic. - skłamał.
- Napewno? Złapałeś się za głowę. - zauważył Uzumaki.
- Nic mi nie jest. - oznajmił stanowczym tonem brunet.
Odwrócił się tyłem od Naruto, i podparł głowę łokciem. Wpatrywał się w przelatujące przed jego oczami obrazy, próbując nie myśleć o chłopaku, który siedział parę centymetrów od niego. Dopóki się nie odzywał, prawię w ogóle nie zwracał na niego uwagi. I to nie było wszystko! W końcu minęło to uczucie, które nachodziło go w chwilach, gdy chłopak był blisko niego. Dzięki temu mógł oderwać się od uczuć. Zapomnieć o swoim małym świecie...
Naruto kątem oka zerknął na bruneta. O ile się nie mylił, chłopak drzemał. Ucieszyło go to, ponieważ zdawał sobie sprawę z tego, że jest zmęczony tym wszystkim. Może było to dość dawno, ale jako dzieciak, Sasuke nienawidził lekarzy, szpitali, czy też pielęgniarek. Jak widać, przez te kilkanaście lat nic się nie zmieniło. Uśmiechnął się, widząc jak głowa bruneta, opada bezwładnie na szybę. Przynajmniej teraz mógł chwilę odpocząć. Jednak ta chwila nie była tak długa, jaką mógł on sobie wymarzyć. Zaledwie po trzydziestu minutach udało im się dojechać pod dom Sasuke.
Naruto odpiął pas, i przysunął się do bruneta.
- Jesteśmy na miejscu. - szepnął, szturchając go lekko w ramię.
Sasuke mruknął coś niezadowolony z pobudki. Uchylił powieki, i kątem oka dostrzegł twarz chłopaka.
- Co? - zapytał zdezorientowany.
- Jesteśmy pod twoim domem. - wyjaśnił Uzumaki, uśmiechając się do niego.
Sasuke przytaknął. Odsunął się od szyby, a następnie odpiął pas, żeby móc wyjść z samochodu. Krzyknął do Minato krótkie dziękuję, i powoli doczołgał się do upragnionego domu.
Naruto przyglądał się, jak postać chłopaka znika za drzwiami wejściowymi. Wciąż miał wrażenie, że coś się stanie...
- Zapnij się, jak tym razem w coś uderzysz, możesz naprawdę złamać sobie nos. - odezwał się Minato, włączając silnik.
I tym razem blondyn się posłuchał. Posłusznie usiadł na poprzednim miejscu, i zapiął pasy. Po chwili dotarli na swoją ulicę. Zaraz po tym starszy blondyn zaparkował się przed domem. Obaj z Naruto wysiedli z auta, i wolnym krokiem skierowali się w stronę drzwi. Oboje zdawali sobie sprawę z tego, jak może powitać ich Kushina. A mianowicie, opcje były dwie: albo ich zbeszta, albo zbeszta tak, że przez najbliższe trzy miesiące nie wsiądą do samochodu.
Minato wziął głęboki oddech, i chwycił za klamkę.
- Matko, tak się martwiłam! - kobieta rzuciła się na nich w drzwiach - Nic wam się nie stało? - zapytała drżącym głosem.
Oboje spojrzeli po sobie zdziwieni.
- N- nie nic. Naruto miał tylko trochę obity nos. - powiedział Minato, odkładając kluczyki na szafce.
- Musiało cię boleć, prawda? - rudowłosa podeszła do syna - Nie martw się, mamusia jest z tobą. - powiedziała przytulając go do siebie.
Naruto nieco zaskoczony, również objął swoją matkę. Nie miał pojęcia co się jej stało, ale zachowywała się tak, jakby potrącił go tir, na głowę spadł automat, a na koniec wypadł by z drugiego piętra. A fakt faktem, kiedyś spadł z drugiego piętra...
- Nic mi nie jest, naprawdę. - mruknął, głaszcząc ją po plecach - A teraz puść, nie mogę oddychać. - stęknął.
Kobieta - mimo, że nie chciała - wypóściła go z uścisku.
- Może jesteście głodni? - zapytała jakby znikąd.
- Nie jestem głodny. - odezwał się Minato, chowając buty - Ale dziękuję za troskę. - podziękował, całując małżonkę z czoło.
Kushina uśmiechnęła się pod nosem. Stanęła na palcach, i cmoknęła partnera w usta.
Naruto przyglądał się tej scenie z uśmiechem. Rodzice prawie w ogóle nie mieli dla siebie czasu, więc takie urocze sceny nie zdarzały się zbyt często...
- No, koniec tego dobrego! - odezwała się Kushina - Ty jutro idziesz do szkoły, a my do pracy! - zawołała wychodząc z przed pokoju - Myć się, i do łóżka! - próbowała powiedzieć stanowczym tonem.
Minato popatrzył na nią z uśmiechem na twarzy. Wyraz twarzy kobiety wyglądał tak, jak by za chwilę miała ''walnąć klocka''.
- Idę, idę. - powiedział Naruto z podniesionymi rękoma.
- Tylko sobie ze mnie nie kpij. - warknęła rudowłosa, jednak po tym na jej buzi znowu pojawił się uśmiech - No ruchy! - krzyknęła, klepiąc syna w tyłek, gdy ten wchodził na schody.
- Ała! - Naruto złapał się za pośladki.
Jego matka może była drobna, ale siłą dorównywała jemu samemu.
Widząc jej ''zabójcze'' spojrzenie, szybko się odwrócił, i w trymigach pognał do pokoju. Zrzucił z siebie ubranie, i tak jak poprzednie, rzucił je na krzesło. Podszedł do szafy, i wyjął z niej czyste bokserki, po czym poszedł do łazienki wziąć szybki prysznic.
Po pięciu minutach wyszedł z niej w samym ręczniku, i nie kłopocząc się z zakładaniem bokserek, zszedł do kuchni.
- Ja tylko po jabłko! - krzyknął w stronę matki, która nie trawiła latania półnago po domu.
Wziął owoc z koszyka, który stał niedaleko lodówki. Z jabłkiem w zębach, i trzymając się za ręcznik wrócił do łazienki. Zabrał z niej bokserki, po czym wrócił do swojego pokoju . Zasłonił żaluzje, i w końcu wypóścił jedyne okrycie. Ręcznik na ziemie, więc w końcu postanowił założyć coś na tyłek. W bokserkach na dupie podszedł do biurka, i zaczął pakować potrzebne podręczniki i zeszyty.
Gdy skończył podszedł do łóżka, i założył na siebie spodnie od piżamy - które jak zwykle - leżały pod nieposłaną kołdrą. Przed pójściem spać przeciągnął się jeszcze parę razy, i uprzątnął ubrania, które walały się na krześle. Wziął go ręki jeansy wiszące na oparciu, i po złożeniu schował do szafy. To samo zrobił z trzema koszulkami, czarnym dresem, oraz...
- Bluza Sasuke. - powiedział na głos biorąc owe ubranie do ręki.
Stał teraz przed szafą, i nie miał pojęcia co z nią zrobić. W końcu Uchiha powiedział, że i tak w niej nie chodzi...
Nieważne pomyślał, i zamknął szafę. Rzucił bluzę na łóżko, i usiadł obok niej.
Spuścił głowę, i tępo wpatrywał się w ziemię. Wyrzuty sumienia, które tak bardzo próbował tłumić wróciły. Miał ochotę wyjść z domu, i wykrzyczeć wszystkie uczucia, jakie się w nim kłębiły. Bezsilność, oraz gniew, wywołane potrąceniem swojego przyjaciela...
- Heh. - mruknął pod nosem.
Tak właściwie, to nie był pewny czy mógł go tak nazwać. To, że w dzieciństwie znali się na wylot, nie oznaczało, że nadal tak jest. Każdy z nich szedł przez życie inną ścieżką. Nie widzieli się tyle lat, ani nie rozmawiali, więc czy nadal mogą nazywać się przyjaciółmi?
- Pierdole to.. - powiedział sam do siebie.
Przetarł ręką łzy, i wstał na równe nogi. Zgasił światło, po czym znowu wrócił do łóżka. Zakrył się po uszy kołdrą, i zamknął oczy.
Nie myśl już tyle! rozkazał sobie, jednak to nie podziałało. Dopiero po godzinie bezsilności udało mu się zasnąć...
***
Obudził go budzik, który zadzwonił dokładnie o siódmej rano. Chłopak niechętnie podniósł się, żeby go wyłączyć, po czym znowu padł twarzą na poduszkę. Miał wrażenie, jakby ktoś wyssał z niego całą energię. Wiedział jedno: nie podobało mu się to uczucie.
Prędko podniósł się z łóżka, i wyszedł do łazienki. Stanął przed umywalką, i zarz po tym przemył sobie twarz zimna wodą.
- Tak lepiej. - stwierdził, i spojrzał w lustro.
Woda ściekała po jego twarzy, i skapywała na umywalkę, jednak nie na to zwracał uwagę. Bardziej obchodził go jego nos. Zbliżył się więc odrobinę do lustra, i spojrzał na niego. Na szczęście nie był już czerwony, ani spuchnięty, więc nie było potrzeby ''pożyczania'' kosmetyków mamy.
Z uczuciem niewielkiej ulgi wytarł twarz, i wrócił do swojego pokoju.
Tam zrzucił z siebie spodnie, i podszedł do szafy. Wyjął z niej mundurek, i zaczął przygotowywać się do wyjścia. Zarzucił na siebie koszulę i spodnie, a z marynarką i plecakiem pod ręką zszedł na parter. To, a raczej chłopak którego zobaczył w kuchni nieco go zaskoczył.
- O, w końcu jesteś! - zawołał szatyn, zeskakując z krzesła.
- Co ty tu robisz tak wcześnie? - spytał blondyn, odkładając rzeczy na blat.
- Wstałem wcześniej, i postanowiłem, że wpadne. - powiedział, podchodząc do chłopaka - A ty widać dopiero wstałeś. - zauważył, birąc w ręce niezawiązany krawat Uzumakiego.
- Kiba, ja umiem się ubrać. - powiedział, przyglądając się jago poczynaniom.
Inuzuka jednak nie zwrócił na niego uwagi. Zawiązał krawat blondyna, i dopiero po poprawieniu kołnierza, zdecydował się mu odpuścić.
- Gdzie jest mama? - zapytał Naruto, siadając przy stole.
- Śpi. Powiedziałem, że mogę sam na ciebie zaczekać. - odpowiedział Kiba, siadając naprzeciwko blondyna - Ej, jak to jest, że ten stół jest taki mały, a zmieściliście się tu razem z całą rodziną Uchiha? - zapytał, gdy blondyn sparował chleb masłem.
Naruto spojrzał na niego z uniesionymi brwiami.
- Skąd to pytanie? - zdziwił się, wsadzając kanapkę do ust.
- Tak sobie. - wyznał szatyn - Miałem się o to spytać w sobotę, ale wyleciało mi z głowy.
Uzumaki przełknął kęs, który miał w ustach:
- Jest rozkładany.- rzekł którko, i wrócił do jedzenia.
Kiba przytaknął - chyba - zadowolony z odpowiedzi. Jednak po chwili znudziło mu się bezczynne siedzenie, więc zaczął chodzić w kółko po kuchni.
W tym czasie Naruto zjadł śniadanie, i zostawiając Inuzukę w pomieszczeniu, udał się do łazienki. W dwie minuty umył zęby, i wrócił na dół, gdzie czekał na niego przyjaciel.
- Trzymaj! - zawołał szatyn, rzucając w jego stronę plecak, i marynarkę.
- Dzięki. - krzyknął Naruto, łapiąc swoje rzeczy.
W krótkim czasie dotarli na główną ulicę, i zaczęli marsz do szkoły. Oczywiście nie obyło się bez lekkich przepychanek, napadów śmiechów, oraz narzekań Kiby pod tytułem ''czemu ta szkoła jest tak daleko''.
Po dwudziestu minutach obydwoje weszli do budynku, zmienili obuwie, i migiem udali się do sali. Paroma susami pokonali korytarz, i stanęli przed salą 1-7.
- Witam was panie! - krzyknął teatralnym głosem Inuzuka.
Razem z Naruto usiedli w dwóch ostatnich ławkach, i rozpoczęli bardzo interesującą grę w kółko i krzyżyk.
Naruto czuł się jakoś nieswojo. Dwa rzędy przed nimi siedział chłopak, który został przez niego wczoraj potrącony. Miał wrażenie, że coś jest nie tak. I tym razem nie chodziło o to, że czuje się nieswojo, w jego towarzystwie. On po prostu nadal dusił w sobie poczucie winy. Nadal nie wybaczył sobie tego, że przez niego Sasuke mógł wylądować w szpitalu.
***
- Dzień dobry, wybaczcie mi spóźnienie! - nauczycielka weszła do klasy z piętnastominutowym opóźnieniem - Nie wstawajcie, tylko wyjmijcie podręczniki! - powiedziała, próbując ustabilizować oddech.
Klasa przyglądała się jej z niemałym zdziwieniem. Zachowywała się tak, jak by 3 minuty temu wyszła z domu.
- Przepraszam! - przewodnicząca klasy wstała z miejsca - Co się stało z Kurenai - sensei? - zapytała nauczycielkę.
Ta odwróciła się w stronę klasy, i po paru głębszych oddechach postanowiła w końcu wszystko im wyjaśnić:
- Kurenai jest na zwolnieniu, dopiero dziś dowiedziałam się, że zaczynam pracę. - wytłumaczyła i stanęła na środku klasy - Więc, może się sobie przedstawimy? - zaproponowała wszystkim.
Po klasie przeszedł szmer. Każdy snuł teorię pod tytułem ''co się stało asie.z Kurenai- sensei''?
- Hinata Hyuuga. - przewodnicząca przerwała szumy w sali - Dziewczyna siedzącego w kącie Kiby Inuzuki, i siostra Neji'ego Hyuugi. - powiedziała z uśmiechem, i usiadła na swoim miejscu.
Nauczycielka, siedząc za biurkiem, podparła się ręką o brodę. Próbowała ukryć uśmiech, którego nie mogła się pozbyć po usłyszeniu fragmentu o chłopaku.
- No dobrze. - w końcu wstała z miejsca - Ja nazywam się Mizuki Yuuma, jestem przyjaciółką, syna, dyrektora Sarutobiego, i chyba dzięki temu udało mi się zdobyć tę pracę. - wyznała - To na razie wszystko co mam do powiedzenia. Teraz wy. - oznajmiła.
Uczniowie, kolejno zaczęli przedstawiać się nauczycielce. Niektórzy - tacy jak Shikamaru - podali tylko swoje nazwiska, inni - na przykład Naruto - powiedzieli co lubią, czy też nie, a jeszcze inni...
- Jestem Kiba Inuzuka! Chłopak naszej przewodniczącej, i najzajebistrzy chłopak w tej szkole!
Mizuki-sensei zakryła sobie twarz dłonią, próbując nie wybuchnąć śmiechem. Szatyn wyglądał jak idiota z wypiętą klatą.
- N- no dobrze dzieci, chyba już nie zdążymy zrobić lekcji. - stwierdziła pod koniec zajęć - Do.. do jutra. - powiedziała, ledwo powstrzymując chichot.
Dosłownie pół minuty później zadzwonił dzwonek. Jedni uczniowie wyszli z sali, a drudzy wręcz przeciwnie.
Sensei pozbierała swoje torby, i zaczęła kierować się w stronę wyjścia.
- Em, Mizuki-sensei. - jeden z uczniów podszedł do kobiety - Przepraszam, że pytam, ale co to? - wskazał na trzy, krótkie kosmyki stojące jej z boku głowy.
- O, o tym mówisz? - spytała się, biorąc włosy do ręki - Naruto, tak? - upewniła się - Kilka miesięcy temu musiałam mieć zszywaną głowę. - wyjaśniła - A teraz wybacz, zaraz mam kolejną lekcje. - powiedziała, i wyszła z sali.
- Hehe, rzuciła cię! - szatyn zaszedł blondyna od tyłu
- Tobie chyba naprawdę dosypano coś do herbaty. - jęknął blondyn, odwracając się do kolegi.
- Oj tam, oj tam. - Kiba machnął ręką - Ja po prostu jestem wspaniałym aktorem. - powiedział unosząc dłoń w teatralnym geście.
- Tsa. Ty jesteś aktorem, a ja nadal nie wiem na jakie zajęcia mam chodzić... - mruknął blondyn wychodząc z sali.
- Ej, czekaj! - Inuzuka zrównał się krokiem z kumplem - To może chodź ze mną!
- A na co ty chodzisz? - zapytał Uzumaki.
Kiba uśmiechnął się pod nosem. Wyprzedził blondyna, i ukłonił się przed nim, po czym odpowiedział:
- Za zajęcia teatralne, milordzie.
Naruto wybuchł śmiechem, słysząc to zdanie w jego wykonaniu.
- To wszystko wyjaśnia. - powiedział, próbując przestać się śmiać.
Oboje w czasie przerwy usiedli na jednej z ławek, gdzie Kiba namawiał Uzumakiego na uczęszczanie z nim na zajęcia.
Po dzwonku uczniowie z jego klasy zaczęli zbierać się w sali.
Inuzuka i Naruto usiedli w swoich ławkach, i czekali aż nauczyciel zacznie zajęcia.
- To idziesz, co nie? - chciał jeszcze raz upewnić się Kiba.
- Idę, idę. - potwierdził Uzumaki.
Wolał już chodzić ze swoim szalonym kumplem na zajęcia teatralne, niż szukać klubu niewiadomo ile.
Natempną lekcje mieli mieć z profesorem Asumą, który uczył biologii. Gdy tylko wszedł do sali, w klasie na nowo zaczęły się szmery i plotki. Gdy tylko usiadł, widać było, że przyszedł do szkoły niewyspany. Miał worki pod oczami, nieobecny wzrok, i chyba zapomniał się ogolić...
- Pst, Shikamaru. - Kiba wychylił się z ławki - A co jeśli Kurenai jest.. .- zamiast powiedzieć o co mu chodzi, dłońmi zaczął głaskać się po niewidzialnym brzuchu.
Nara wzruszył ramionami. Nie miał pojęcia, czy Asuma i Kurenai mogli mieć dziecko...
- Chociaż.. To bardzo możliwe. - powiedział po chwili.
- Hinata, sprawdź listę! - poprosił sensei, próbując uporządkować książki na biurku - A wy otwórzcie podręczniki na stronie 36. - rozkazał, a sam wyjął z kieszeni telefon, i wyszedł z sali.
Hyuuga zgodnie z prośbą nauczyciela wstała z ławki, i zaczęła sprawdzać listę obecności. Przeleciała oczami po klasie, po czym zaczęła wpisywać obecności, i nieobecności.
- Em, przepraszam... - przeliczyła jeszcze wszystkich uczniów - Ktoś widział Uchihę Sasuke? - zapytała na głos.
Naruto, zarówno jak i reszta klasy, spojrzał na ławkę przyjaciela z klasy.
Gdzie on jest ? przeszło Uzumakiemu przez myśl.
- Czyli nikt? - wywnioskowała brunetka, i wstawiła nieobecność chłopakowi.
Odłożyła długopis na miejsce, i wróciła do swojej ławki.
Uczniowie zajęli się czytaniem tematu, który wskazał im Asuma, jednak coś tu było nie tak. Sensei najpierw rozmawiał przez telefon, a potem - prawdopodobnie - został zawołany przez dyrektora.
Czas upływał coraz wolniej. Naruto po raz siódmy czytał to samo zdanie. Wmawiał sobie, że nic się nie stało. Że Sasuke się zerwał, lub został wezwany przez wychowawcę.
Tak, to na pewno to! powtarzał, jednak nie dawało to skutków.
Po pół godziny do klasy wrócił Asuma, z dość nietęgą miną. Stanął na środku klasy, i uprzednio prosząc o zamknięcie podręczników, ogłosił dwie wiadomości:
- Mam dlka was dwie wiadomości: dobrą i złą. - zaczął - Dobra, a przynajmniej dla mnie jest taka, że Kurenai jest na zwolnieniu macierzyńskim. A zła jest taka...
Że Uchiha Sasuke został zawieziony do szpitala.
O, i jeszcze jedno xD rozdział był by dłuższy, ale mi się nie chciało ;-; no, i zdałam sobie sprawę z tego, że Sasuke chodzi z Naruto do klasy xC ~Nagato